Showing posts with label Etyka. Show all posts
Showing posts with label Etyka. Show all posts

2/29/2008

Rytuał

Rytuał jest na pewno bliski aświadomości. Uświadomiony rytuał jest słabszy. Mając świadomość celu rytuału można z nim efektywnie walczyć. Z drugiej strony świadome przeżywanie rytuału, będąc z nim w zgodzie jest lepsze niż jego nieświadome przeżycie.

Oczywiście dotyczy to rytuału będącego jednostko-centrycznym, który nawet jeśli jest rytuałem odbywanym w grupie to ma na celu dobro każdej jednostki (dobro gryupy jest otrzymywane tylko poprzez sumę dobrego oddziaływania na jednostki).

Są też rytuały grupowe - mające na celu dobro grupy (a dobro jednostki otrzymuje się tylko poprzez wzmocnienie gryupy [dobrym miernikiem typu rytuału jest to czy jest on dobry dla jednostek, nawet jeśli odejdą one z grupy]). I w tych świadome ich przeżycie wcale nie daje żadnego zysku...

Przykładem pierwszego mogą być rytuały hacerskie, drugiego wszelkie otrzęsiny. Pierwsze jeśli wzmacniają grupę to wzmacnjają ją poprzez dawanie jakiejś siły członkom, drugie wiążą ją dzięki przejściu przez tą samą traumę.

Wolność

Czy szczęście to wolność do realizacji wartości, czy wolność to wolność od ograniczeń.

Jest też trzeci rodzaj wolności. Jeśli mamy czelność pytać jak ma się wolność i determinizm, to przecież determinizm, w sposób oczywisty nie narusza obu tych rodzajów wolności - determinizm nie uniemożliwia mi realizowania moich wartości, w żaden sposób mnie nie ogranicza (robie co chce. . ., determinizm 'ogranicza' co najwyżej co chce).

Pytam was z jaką wolnością koliduje determinizm.

Struktura świata, struktura działania

Struktura świata, struktura działania

Obrazy: Niebo gwiaździste nade mną, niebo gwiaździste we mnie.

Naturaliści mieli wiele problemów z ogólnie pojętym życiem, z budową Etyki, z budową filozofii, ich świat w ogóle jakoś mało trzymał się kupy. Ale ucieczką od naturalizmu nie jest żadna filozofia krytyczna, żaden dogmatyzm. . .

Natomiast można zbudować światopogląd niezawierający narzutów krytyczno-dogmatyczny, jednakowoż nie mający również problemów naturalistów (inaczej mówiąc niezawierający narzutów naturalistycznych).

Brzozowski mówił że problemem naturalizmu Marksa było to że zarazem mówił o wartościach jak i utożsamiał wartość z koniecznością. Marks mówił że konieczne prawa natury powodują dążenie do komunizmu a zarazem mówił że komunizm dlatego jest dobry i dlatego wszyscy powinni go budować... Ale to nie jest problem naturalizmu, nie jest to problem braku dogmatyzmu, ale problem Marksa (problem na który przypadkowo natknęli się wszyscy naturaliści). Nawet jeśli prawa historyczne koniecznie prowadzą do A, to A nie jest dobre, żaden naturalista nie musi powiedzieć że jest!

Możemy uznawać wartości jako człowiecze, jednostkowe iluzje (iluzje dobre i pożyteczne; czasem dające szczęście) ale jednak iluzje, niesprowadzalne do świata atomów i elektronów.

Tak samo z Etyką, w światapoglądzie deterministycznym nie da się nikogo karać, i owszem to jest problem, ale tylko dla etyk opartych na Karze i Winie. Jako determinista mogę uznawać się za człowieka etycznego, mogę w tej etyce wychowywać innych. Jeśli będę harcerza karał (np. zabierając mu godzinę 9 godzinnego snu, albo godzinę sjesty...) to nie dlatego że zasłużył na karę, ale dlatego żeby zaczął czynić dobrze - nie karam a wychowuję. Zresztą karanie nie działa, dużo lepiej nagradzać, rozmawiać, zdobywać szacunek.

Empiriokrytyzyzm - "nie ma tam miejsca na nic...", tam jest miejsce na wszystko, tam tylko dotychczasowi piewcy (i wrogowie!) miejsca tam na nic nie widzieli.

To jest wszystko problem uznawania świata za jednowarstwowy. Albo jest to warstwa atomo-elektronów, albo bóg, albo dzieje, albo Duch.... Świat ma dwie płaszczyzny, rzeczywistości fizycznej i emocjonalno-czynowy.
Jeden jest naturalistyczny i owszem nie ma tam Etyki, nie ma tam miejsca na działanie, jest tam tylko konieczność. . . Na drugiej płaszczyźnie nie ma atomów, jest świat-który-postrzegamy, świat etyczny, swiat wartości, świat nieba gwiaździstego we mnie. . . Te płaszczyzny są całkowicie niezależne, wszelkie próby łącznia ich wiażą sie z błędem katergorialnym.

Nie ma żadnej tragedii w tym że da się opisać człwowieka w kategoriach fizycznych. Na płaszczyźnie fizyczności jest to normalne, natomiast do płaszczyzny świata-który-postrzegamy ex definitio to się nie może odnosić.

Całkiem normalnie mogę powidzieć że z naukowego punktu widzenia Człowiek dąży do samozagłady (jeśli dąży - nie interesowało mnie to, dla dyskusji załużmy że rzeczywiście tak jest) nie wynika z tego dla mnie że każdy powinien ma własną rękę, domowymi środkami, ją przyśpieszać! Ba mogę nawet przyjąć że dobre jest to by ludzkość stoczyła tragiczną (ale jakże piękną) walkę z nieuniknioną samozagładą.

12/27/2007

Argument teologiczny z teleportacji

Słyszy się czasem krytyki technologii, wypowiedzi wskazujące że technologia umożliwia czynienie zła.

And what with soul? Is it transfered with matter, or lost forever?
Alpha Centauri. Dotyczy teleportera.


Wydaje się że dopuszczająca aborcje technologia niszczy ludzką godność i jest niemiła Bogu.

Mnie z kolei wydaje się że gdyby coś było w istocie nie miłę Bogu toby tego nie było w ogóle (Musiało być tak że Bóg stwierdzał po każdym dniu stworzenia że dzieło jego było dobre. Gdyby mu się nie spodobało zbudował by nowy świat na gruzach starego). Technologia zatem musi byc miła bogu.

Ty zaś, Melkorze, przekonasz sie, że nie można wprowadzić do symfonii żadnego tematu, który by w istocie nie miał swojego źródła we mnie. JRRT Silmarillion.


Może być tak że technologia ma słuzyć za coś ostrzącego człowieczą etykę. Średniowieczny człowiek nie zastanawiał się kiedy zaczyna się człowieczeństwo, ni kiedy się ono kończy. My za sprawą technologii musimy.

Jeśli powstanie teleporter będzie trzeba zastanowić się co stanowi o tożsamości człowieka bowiem kryterium ciągłości czasoprzestrzennej zapewne przestanie wystarczać.

10/24/2007

Zaiste moralna powinność jest poza światem faktów. Żadnemu stanowi świata nie można nadać oceny moralnej.

Utrzymajmy czystość bytu! Nigdy nie powinno się mówić: "powinno być tak", "tak nie powinno być", nie powinno się tak mówić bowiem żadnemu stanowi świata nie można nadać oceny moralnej.

Takie wyrażanie się to klapki na oczach.
--- Zrób to, pomóż jej. --- mówię do harcerza (>18lat) prosząc by pomógł dróżynowej w czymś.
--- Tak nie powinno być. To już dawno powinno być zrobione. Zresztą nie ona powinna to robić.
--- To jej pomóż.
--- To nie my powinnismy to robić.
--- Jednak ma to być zrobione.
--- Tak nie powinno być.
Owszem mogę powiedzieć: Chciałbym by zaszedł stan A, bowiem byłbym szczęśliwszy, to zdanie ma już zupełnie inną optykę. Bo za powinno tak być, często kryje się zupełnie co innego, często jakiś uraz.

Etyka

Ciekawe: wyzwolenie z zasad 'moralnych' prowadzi do moralności. Egocentryzm do społeczeństwa: Jeśli chcę coś robić, być jakiś, (bo chce; i jestem gotów zignorować resztę świata by to osiągnąć), to w sposób konieczny wpadam w stan w którym jestem jednostką doskonale społeczną.

Wyjaśnienie: Muszę tego chcieć bo tak, bo nie można chcieć bo tak czegoś głupiego, czy krzywdzącego innych, takich rzeczy zawsze chce się bo coś. Musze być gotów zignorować resztę świata (w szczegolności zasady 'moralne').

PS. Czy nie to mówił stachura?
Tylko człowiek całkowicie samotny, jest doskonale społeczny


PS2. Jedność przeciwieństw

PS3. Powyższe twierdzenia nie mają statusu założenia, a raczej obserwacji empirycznej

Eytka

Kiedy człowiek wyzwoli się z konfliktów wewnętrznych, ze 'sfery przymusu', i zacznie realizować swoje dobrze rozumiane potrzeby, wyzwoli w sobie wielkie konstruktywne siły.

Horney pisała że podążanie za zasadami (nawet zasadami zgodnymi z Ja) dla zasad, jest samo w sobie złe i samo w sobie prowadzi do 'zła', mówi to w kontraście do podążania za tymi zasadami dla siebie.

Po pierwsze: Zasady z konieczności są zinternalizowane (znaczy: z konieczności ich wykonywanie jest pozaświadome), więc nie ciężko znaleźć sensowny model podążania za zasadami dla zasad. Ja bym powiedział że raczej powinno się mówić o podążąniu za złymi zasadami.
Horney podawała przykłady neurotyka domagającego się wiecznych oznak miłości (a nie miłości samej). I tutaj raczej jest zła zasada.

Po drugie: Wole już słowosymbole: jedności wewnętrznej i nagiego patrzenia.

10/17/2007

O co może chodzić w altruizmie

Ludzie myślą że w altruiźmie chodzi o to żeby sobie zrobić kuku, a innemu dobrze, i żeby nam koniecznie nie było dobrze z okazji czynu altruistycznego.

Albo myślą że altruizm różni od egozimu tylko styl, że altruizm jest kwestią stylu. Jeśli będę patrzał na siebie i deptał innych to jestem egoistą, jeśli będę patrzał na siebie i nie deptał --- altruistą.
Przyjaciele nie oto nam szło....
Można pokazać inną wizję altruizmu. Altruizm to szacunek dla tego porządku który powstał w chaotycznym świecie, inaczej (trudniej) altruizm to szacunek dla tego co ma niską entropię, swoista walka z wszechświatem niszczącym wszystko co człowiek próbuje zbudować.

Porządek, struktura, niska entropia mają to do siebie że łatwo jest je utracić. Budynki same niszczeją, organizacje same się rozpadają...
Obraz:
Mieszkał sam w tym rozkładającym się, ślepym gmachu o tysiącu niezamieszkanych mieszkań, który podobnie jak wszystkie inne do niego podobne dzień po dniu stawał się coraz większą entropijną ruiną. Ostatecznie, wszystko w tym budynku połączy się, stanie się bezosobowym i identycznym, zwyczajnym kisielowatym chłamem, wypełniającym każde mieszkanie aż po sufit. A potem ten zaniedbany budynek również zatraci swój kształt, zostanie pogrzebany pod wszechobecnym pyłem.
--- Phillip K. Dick, "Blade Runner," Rozdział II, str 25, Prószyński i S-ka, Warszawa 1999
Niefajne, prawda?

W każdej sytuacji w której możemy zminimalizować wzrost entropii otaczającego nas świata --- powinniśmy tak zrobić.

Przykład:
Na przystanku w ostrych drgawkach zapaści cukrowej wije się cukrzyk, gość śpieszący się na ważne spotkanie (np. o pracę) widzi gościa i rozpoznaje przypadłość, dzwoni po karetkę, daje cukrzykowi słodkiego soku (który ma w plecaku) i czeka na przyjazd karetki. Traci przy tym okazję zdobycia pracy.
Koszty mężczyzny są niewspółmiernie niskie w stosunku do zysku świata. Człowiek jest układem o bardzo niskiej entropii --- i jego śmierć powoduje wielki jej wzrost w świecie.

Wybrałem entropię jako miarę dobrości świata, bowiem jej zachowanie jest bardzo nieciągłe.... Mała zmiana jakiegoś parametru potrafi bardzo zmienić entropię układu (ktróry w tym procesie traci możliwość samodzielnego uratowania się). Czy chodzi o poziom cukru we krwi, czy ranę postrzałową, nikt się sam nie uratuje, ale niskim kosztem ktoś inny może go uratować.

Jeśli ktoś mnie uratuje bo będę miał pierwszy od 8 lat napad astmy, to ja będę miał w dupie, jak mu było przyjemnie z tej okazji, i tak nazwę go altruistą.

10/06/2007

Etyka contra

Wittgenstein pisał (w Wykładzie o Etyce) że wartości etyczne są w pewien sposób absolutne, zobrazował to takim przykładem:
--Jesteś kiepskim graczem w Tenisa!
-- Wiem, ale nie mam ambicji grać lepiej!

I w zasadzie nie ma dalej dyskusji, ale już tu:
-- Ale z Ciebie świnia!
-- Wiem, ale mam to gdzieś!

Jest ona konieczna. Bowiem znajomość wartości etycznych, winna zmuszać do ich wypełniania.


I o ile mogę się zgodzić że owszem dla każdej społeczności istnienie pewnych norm jest immanentne, oraz że owszem istnieje imperatyw wypełniania ich (ale o tym potem), ale nie istnieją uniwersalne normy zachowania etycznego. Istninie jakichś norm jest uniwersalne, ale nie ma norm uniwersalnych.

W szczególności bzdurą są uniwersalne wartości chceścijańskie, takie jak miłość do bliźniego, wolność, równość... (Nie jest to krytyka tych wartości, sam bowiem je wyznaje, jednak zdaję sobie sprawę że nie wszyscy to robią, i że to jest dobre.

Co owego imperatywu, Wittgenstain zauważył że osoba pytająca w drugim przykładzie nie może puścić sprawy płazem, i to stwierdzenie naprowadziło mnie na pewną myśl: to nie zły człowiek odczuwa imperatyw by czynić dobrze, ale dobrzy ludzie by naprostować złych. Jest to naturalny odruch społeczności, coś podobnego do układu immunologicznego organizmu --- "Masz inne białka na powłoce, jesteś nie stąd i cię zabijemy"; "Masz inne poglądy --- jesteś nie stąd i cię naprostujemy".
Bardzo podobne mechanizmy: przede wszystkim oba koncentrują się na powierzchni --- układ odporności nie zwraca uwagi na to czy komórka działa dla dobra organizmu (czyli czy jest komórką rakową), ale czy ma ona odpowiednie białka na błonie komórkowej (system ten prawie zawsze działa, prawie). Tak samo mechanizm obrony społeczności głównie koncentruje się na słowach, jeśli polityk otwarcie powie: "Tak, kłamałem i będę kłamać. Na tym, kurwa, mój zawód w końcu polega", jest skreślony, jeśli natomiast będzie po prostu kłamał i bezczelnie wypierał się kłamstwa będzie OK.

Podejście uznające prawo do innych wartości ma kilka zalet:
  1. Ułatwia życie z przedstawicielami innych kultur
  2. Ułatwia koncentrowanie się na zachowaniach, a nie na deklaracjach.
  3. Umożliwia kulturoróżnorodność (jak bioróżnorodność, ale z kultura zamiast bio).


Bo są kultury w których nie ma słowa wolność... W całej azji podstawą życia był/jest system kastowy. Należenie do jednej z kast jest czymś tak naturalnym jak stanie na ziemi, i zabranie ludziom kast, byłoby wyrwaniem im ziemi spod stóp. Garbarz w Indiach mógł narzekać że jest biednym, ale nie mógł narzekać że jest w najniższej kaście (nie chodzi o to że byłby zabity, gdyby narzekał, ale o to że do głowy by mu nie przyszło żeby narzekać). Przecież garbarz wiedział że jego niska pozycja społeczna jest sprawiedliwa, przecież jest nieczystym, przecież ma kontakt z martwymi zwierzętami.

Owszem można powiedzieć że ci ludzie są ciemni i że trzeba ich oświecić... Ale przecież za Armią Czerwoną szli policoficerowie nawracający właśnie na taką wiarę: "jesteś biedny, bo byłeś wyzyskiwany, zabrano ci przynależne miejsce w społeczeństwie".

Inny przykład o jakim ostatnio czytałem, to był pewien archipelag (ten który badał Malinowski). Miał on ciekawą strukturę społeczną: ziemię posiadała starszyzna wiosek, uprawiali mężczyźni ale 2/5 (czy ileśtam, nusuth) plonów każdy oddawał swojej siostrze. Handel był rytuałem. Co jakiś czas młodzi mężczyźni zabierali naszyjniki z muszli i wypływali w małych łódkach w strasznie długą podróż na jakąś inną wyspę, tam wymieniali jeden znaszyjnik na inny i wracali. Plemiona te nie kojarzyły seksu i ciąży. Seks był przyjemnością, a ciążę zsyłały duchy. Dziewczyny zanim dopusczały do siebie chłopca tylko gdy ten dał im podarek w postaci np. ładnego naszyjnika z muszelek...

Całkiem idylliczne, co prawda średnia życia wynosiła 40 lat, ale przecież nie ona jest najważniejsza. Społeczeństwo to było bardzo równe, wszyscy szanowali i słuchali wodzów, ci panowali nad przydziałem ziemi. Meżyczyźni mieli swoje jasne role, kobiety też.

Teraz zakonnicy tłumaczą dziewczynkom, że jeśli chłopiec da im prezent przed stosunkiem to to jest prostytucja. Wymiana naszyjników z ludzźmi z innej wyspy jest bezsensu, bo to są trzy godziny drogi motorówką. Autorytet wodzów podupada, bo się dzieci uczy o wolności...

Pytanie czy życie tych dzikusów było lepsze przed, czy po wizycie Europejczyków? Nie wiem, ale mało który Etyk, takie pytanie zadaje.