10/28/2007

Boga nie ma

Przez zdanie "Boga nie ma", wierzący i nie wierzący rozumieją dwie różne rzeczy.

Przyjrzyjmy się zdaniach o korupcji. Za dziesięć lat jakiś polityk może powie: "w polsce korupcji nie ma", mając na myśli: korupcja była, ale jej nie ma. Urzędnik Islandzki może dziś powiedzieć to zdanie, mając na myśli: "korupcja mogła bybyć teraz, ale jej nie ma". Natomiast można też powiedzieć to w sensie: "ale o co chodzi?, w ogóle pomysł brania pieniędzy za czynności administracyjne, mi się we łbie nie mieści".

I nie wierzący mówi "Boga nie ma", w tym ostatnim sensie.

10/25/2007

Intuicja

W intuicji (ogólniej: w poznaniu intuicyjnym) nie chodzi o zdobywanie informacji znikąd. To nie jest (nie może) być tak że ja intuicyjnie wiem że Bóg jest. Raczej intuicja polega na zbieraniu podprogowych informacji, i podprogowemu przetwarzaniu ich. Mogę powiedzieć że nie lubię kaczyńskiego intuicyjnie, bo widziałem jego mowę ciała, słyszałem kilka jego wystąpień. Mogę powiedzieć że od pierwszych zajęć lubiłem Mazura.

Intuicja potrzebuje informacji. Mogę powiedzieć że intuicyjnie wybrałem komputer DELLA, ale tylko gdy wcześniej przejrzę kilka stron o laptopach.

Nie mogę intuicyjnie powiedzieć że Bóg jest, bowiem na świece nie ma takiego faktu, który by jego istnienie potwierdził.

Intuicja nie może też kończyć dyskusji.
--- Skąd to wiesz?
--- Intuicyjnie
Powinno być tak:
--- Dlaczego wybrałeś DELLA
--- Intuicyjnie. Wydaje mi się że jest DELL jest fajny, bo stara się trzymać jakichś standardów, np. drukarki DELLA w większości nie mają swojego języka, a interpretują postscript.

10/24/2007

Zaiste moralna powinność jest poza światem faktów. Żadnemu stanowi świata nie można nadać oceny moralnej.

Utrzymajmy czystość bytu! Nigdy nie powinno się mówić: "powinno być tak", "tak nie powinno być", nie powinno się tak mówić bowiem żadnemu stanowi świata nie można nadać oceny moralnej.

Takie wyrażanie się to klapki na oczach.
--- Zrób to, pomóż jej. --- mówię do harcerza (>18lat) prosząc by pomógł dróżynowej w czymś.
--- Tak nie powinno być. To już dawno powinno być zrobione. Zresztą nie ona powinna to robić.
--- To jej pomóż.
--- To nie my powinnismy to robić.
--- Jednak ma to być zrobione.
--- Tak nie powinno być.
Owszem mogę powiedzieć: Chciałbym by zaszedł stan A, bowiem byłbym szczęśliwszy, to zdanie ma już zupełnie inną optykę. Bo za powinno tak być, często kryje się zupełnie co innego, często jakiś uraz.

Istnienie

-- Czy jest świat?
-- Jest! -- Sokrates

-- Czy jest Świat?
-- Nie ma!
-- A co jest?
-- Idea Dobra -- Platon

-- Czy jest Świat?
-- Nie ma!
-- A co jest?
-- Bóg -- Tomasz

-- Czy jest Świat?
-- Nie ma!
-- A co jest?
-- Ja! -- Fichte

-- Co jest?
-- Noumeny i Podmiot Poznający -- Kant

Trzeba pójść o krok dalej:

-- Czy jest Świat?
-- Nie ma!
-- A co jest?
-- Nic nie ma -- jb
Albo inaczej: predykatu istnienia nie powinno się o niczym orzekać.

Ale dzieje się tak z dwóch powodów.

Na płaszczyźnie noumenalnej (bytów samych w sobie):

Świat zdefiniowany jako wszystko-co-istnieje, istnieje z konieczności. Ale z tego samego wynika że nie warto orzekać ich istnienia, (jesteśmy ekologiczni i nie marnujemy papieru --- i czasu czytelników) orzekając oczywiostość. Napisanie ten noumen istnieje jest tak odkrywcze jak napisanie: ta kupa jest kupą.

Na drugiej płaszczyźnie:

Na drugiej płaszczyźnie obracamy się w naszych pojęciach świata, pojęciach takich jak drzewo, Państwo, Algorytm sortowania o złożoności O(ln(n)). I tutaj na część pytań o istnienie możemy odpowiedzieć, na część nie. Powstają Sojkratejskie paradosky.

"Czy państwo Izrael istniało w 1933 roku?" (Po parafrazie: "Czy struktury państwa Izrael istniały w 1933 roku?" ma ono odpowiedź).

"Czy II Rzeczpospolita istniałą w 1956 roku?" (Rząd był...)

Na tej płaszczyźnie można raczej mówić o procesach, a nie o rzeczach. Kiedy mówimy że wszystko jest procesem znikają paradoksy takie jak "Czy mój komputer po wymianie dysku wciąż będzie tym samym komputerem". Zatem to co istnieje to proces, a my do procesu nie mamy dostępu (mamy dostęp do jego poszczególnych faz).

Etyka

Ciekawe: wyzwolenie z zasad 'moralnych' prowadzi do moralności. Egocentryzm do społeczeństwa: Jeśli chcę coś robić, być jakiś, (bo chce; i jestem gotów zignorować resztę świata by to osiągnąć), to w sposób konieczny wpadam w stan w którym jestem jednostką doskonale społeczną.

Wyjaśnienie: Muszę tego chcieć bo tak, bo nie można chcieć bo tak czegoś głupiego, czy krzywdzącego innych, takich rzeczy zawsze chce się bo coś. Musze być gotów zignorować resztę świata (w szczegolności zasady 'moralne').

PS. Czy nie to mówił stachura?
Tylko człowiek całkowicie samotny, jest doskonale społeczny


PS2. Jedność przeciwieństw

PS3. Powyższe twierdzenia nie mają statusu założenia, a raczej obserwacji empirycznej

Eytka

Kiedy człowiek wyzwoli się z konfliktów wewnętrznych, ze 'sfery przymusu', i zacznie realizować swoje dobrze rozumiane potrzeby, wyzwoli w sobie wielkie konstruktywne siły.

Horney pisała że podążanie za zasadami (nawet zasadami zgodnymi z Ja) dla zasad, jest samo w sobie złe i samo w sobie prowadzi do 'zła', mówi to w kontraście do podążania za tymi zasadami dla siebie.

Po pierwsze: Zasady z konieczności są zinternalizowane (znaczy: z konieczności ich wykonywanie jest pozaświadome), więc nie ciężko znaleźć sensowny model podążania za zasadami dla zasad. Ja bym powiedział że raczej powinno się mówić o podążąniu za złymi zasadami.
Horney podawała przykłady neurotyka domagającego się wiecznych oznak miłości (a nie miłości samej). I tutaj raczej jest zła zasada.

Po drugie: Wole już słowosymbole: jedności wewnętrznej i nagiego patrzenia.

10/17/2007

O co może chodzić w altruizmie

Ludzie myślą że w altruiźmie chodzi o to żeby sobie zrobić kuku, a innemu dobrze, i żeby nam koniecznie nie było dobrze z okazji czynu altruistycznego.

Albo myślą że altruizm różni od egozimu tylko styl, że altruizm jest kwestią stylu. Jeśli będę patrzał na siebie i deptał innych to jestem egoistą, jeśli będę patrzał na siebie i nie deptał --- altruistą.
Przyjaciele nie oto nam szło....
Można pokazać inną wizję altruizmu. Altruizm to szacunek dla tego porządku który powstał w chaotycznym świecie, inaczej (trudniej) altruizm to szacunek dla tego co ma niską entropię, swoista walka z wszechświatem niszczącym wszystko co człowiek próbuje zbudować.

Porządek, struktura, niska entropia mają to do siebie że łatwo jest je utracić. Budynki same niszczeją, organizacje same się rozpadają...
Obraz:
Mieszkał sam w tym rozkładającym się, ślepym gmachu o tysiącu niezamieszkanych mieszkań, który podobnie jak wszystkie inne do niego podobne dzień po dniu stawał się coraz większą entropijną ruiną. Ostatecznie, wszystko w tym budynku połączy się, stanie się bezosobowym i identycznym, zwyczajnym kisielowatym chłamem, wypełniającym każde mieszkanie aż po sufit. A potem ten zaniedbany budynek również zatraci swój kształt, zostanie pogrzebany pod wszechobecnym pyłem.
--- Phillip K. Dick, "Blade Runner," Rozdział II, str 25, Prószyński i S-ka, Warszawa 1999
Niefajne, prawda?

W każdej sytuacji w której możemy zminimalizować wzrost entropii otaczającego nas świata --- powinniśmy tak zrobić.

Przykład:
Na przystanku w ostrych drgawkach zapaści cukrowej wije się cukrzyk, gość śpieszący się na ważne spotkanie (np. o pracę) widzi gościa i rozpoznaje przypadłość, dzwoni po karetkę, daje cukrzykowi słodkiego soku (który ma w plecaku) i czeka na przyjazd karetki. Traci przy tym okazję zdobycia pracy.
Koszty mężczyzny są niewspółmiernie niskie w stosunku do zysku świata. Człowiek jest układem o bardzo niskiej entropii --- i jego śmierć powoduje wielki jej wzrost w świecie.

Wybrałem entropię jako miarę dobrości świata, bowiem jej zachowanie jest bardzo nieciągłe.... Mała zmiana jakiegoś parametru potrafi bardzo zmienić entropię układu (ktróry w tym procesie traci możliwość samodzielnego uratowania się). Czy chodzi o poziom cukru we krwi, czy ranę postrzałową, nikt się sam nie uratuje, ale niskim kosztem ktoś inny może go uratować.

Jeśli ktoś mnie uratuje bo będę miał pierwszy od 8 lat napad astmy, to ja będę miał w dupie, jak mu było przyjemnie z tej okazji, i tak nazwę go altruistą.

10/14/2007

0.9999999999999(9)

wiki

The lower primate in us still resists, saying: .999~ doesn't really represent a number, then, but a process. To find a number we have to halt the process, at which point the .999~ = 1 thing falls apart.
Cudownie jest czasm podróżować wokół osi czasu rozpiętej na innym wymiarze... Kiedy sobie wyobrazisz powstwanie liczby 0,(9), to to powstawanie jest czasowe. I w owym procesie nie ma równości 0.(9) = 1.

Ale samo wyliczenie 0.(9) = 1 jest poza owym powstawaniem ;)

Matematyka pozwala wykonać nieskończenie wiele kroków w skończonym czasie. Każdy dowód jest formą nieskończoności ;)

10/11/2007

Etyka konstruktywna

Dobro musi być algorytmem, inaczej rozpada się na kodeksy, na porwane strzępki zasad, które nikogo nie obowiązują. Piąte przykazanie nie przeszkadza Żydom bombardować Strefy Gazy, ni Amerykanom strzelać do Irakijczyków.
Na przestrzeni wieków przykazanie nie przelewania krwi, było wielokrotnie bardziej przestrzegane w stosunku do zwierząt, niż ludzi.
Wszelkie zasady zawsze mogą być naginane. Łapie się małych złodziejaszków, łamiących prawo, a prawdzi złodzieje kradną w jego majestacie.

Ale prawdą jest że:
Mogę napisać ksiażkę o Zen, ale to już nie będzie Zen.
Można napisać książkę o dobru, ale ona nie będzie dobrem. Dobrem jest życie wedle pewnego przepisu na życie, ale nie sam przepis. Książka jest co najwyżej zapisem dobra. Ale mówiąc językiem programisty: kod źródłowy nie jest programem, jest zapisem programu. Książka może ów przepis zawierać. Jednak Polski to nie Java, a człowiek to nie kompilator. Błędy odczytu się zdarzają. Owszem można napisać książkę tak by przekład był możlwie bezstartny, by książka nie stała się kodeksem, ale może trzeba inaczej ów algorytm przenosić.

Pisałem już o tym że religia umiera gdy jest spisana. Spisany mit staje się literaturą. Podobnie z etyką, spisana etyka staje się kodeksem. Natomiast mit podług którego ludzie żyją, jest niezniszczalny. Jego forma może tysiąckroć się zmieniać, pradawni bogowie zmienią się w Boga, Szatana, świętych pańskich i archanieli, ale mit przetrwa.

Tak samo Etyka żyjąca w ludziach, przetrwa choć zasady będą płynne.

Co do pisania książek o Dobru... To można na kilka sposobów zapewnić sobie że nie staną się kodeksem.
  1. Po pierwsze można liczyć na redundancję. Wysyłać tą samą informację wiele razy. Opatrywać książkę wieloma przykładami, prosić czytelnika żeby sam sprawdzał czy dobrze rozumie to co czyta. Tak pisze się dobre podręczniki do matematyki: najpierw jest teoria, potem jakieś zadania, potem jakiś test sprawdzający, potem powtórka materiału...
  2. Można też pisać 'kodując informację' (jeśli dostaniesz plik spakowany to albo odczytasz go bez błędów, albo dostaniesz informację: 'archive corrupt'). Jeśli ktoś jest na tyle inteligentny żeby w ogóle pojąć informacje od autora, to jest na tyle intelignetny żeby pojąć ją dobrze. Kto widzi że cała twórczość Stachury jest podręcznikiem do Etyki? To podejście stosuje Zen, mają takie opowiastki 'Koany", nad którymi uczeń ma myśleć. Jak je zrozumie w ogóle, to zrozumie je dobrze.
    Do Cesarza Chin przychodzi mistrz Zen.
    Cesarz prosi: "Naucz mnie Zen".
    Mistrz mówi: "W całych chinach nie ma nauczyciela Zen".
    Cesarz mówi: "Jak to ileż jest mnichów, ileż jest klasztorów?"
    "Nie mówię że nie ma Zen. Mówię że nie ma nauczycieli Zen."

    -- Co robisz? --- pyta Minski
    -- Uczę losowo połączoną sieć neuronową jak grać w kółko i krzyżyk.
    -- Dlaczego jest losowo połączona?
    -- Bowiem nie chcę by miała jakieś z góry wyrobione opinie o tym jak grać.
    Miński zamyka oczy.
    -- Czemu zamykasz oczy?
    -- Bo chcę by ten pokój stał się pusty.
    Wtedy uczeń osiągnął przebudzenie.
    Albo pojmiesz Prawdę, albo nic...

Świadomość repost

Świadomość jest taka prymitywna. Wszystkie skomplikowane czynności wykonują się poza nią. Widzę to po swojej jeździe na skuterze, skuter na wirażu sam skręca, na światłach sam hamuje.Tak samo jest z matematyką... To mózg sobie wyhodował koprocesor do obliczeń symbolicznych i to w nim człowiek różniczkuje. Albo takie pisanie na klawiaturze, wszelkie próby świadomego trafiania w klawisze kończą się pisaniem paru słów na minutę, szybciej zaczyna się dopiero kiedy świadomie wybiera się słowa, zdania a litery pojawiają się same na monitorze.

Etyka contra II

  1. W. pisał że nie da się napisać ksiażki o Etyce.

Na zajęciach główym argumentem za tą tezą było coś w rodzaju:
No moglibyśmy napisać książkę z przepisem na życie w stylu, zawierającą przepisy na każdą okazję, natomiast nie da się napisać książki o tym jak żyć w ogóle. Przykład:
  1. W zimie noś ciepły szalik.
  2. Kiedy spotkasz biedną, żebrzącą, babcię na ulicy kup jej obiad.
  3. Kiedy spotkasz biednego, żebrzącego, dziadka na ulicy kup mu obiad.
  4. Wspieraj działalność organizacji pożytku publicznego, płacąc na nie 1% podatku dochodowego.
  5. ...


Milczałem. Ale nie wytrzymałem i walnąłem analogię:
To jakby argumentować że nie da się napisać książki o grze w szachy... Bo moglibysmy tylko napisać zasdy w stylu: jeśli ustawienie figur jest takie, to wykonaj taki ruch. Ale po pierwsze: o szachach pisze się książki. Po drugie mamy znacznie doskonalszą odpowiedź na pytanie jak grać w szachy dobrze: istnieją całkiem dobre algorytmy do gry w szachy. Problemy są dwa... Po pierwsze nie ma algorytmu do wygrania dowolnej gry. Po drugie nie wiemy co znaczy wygrana...


Chciałem zwrócić uwagę, że po pierwsze da się napisać książkę o dobru, tylko trzeba się zastanowić czym dobro jest i zastanowić się na jakiej planszy gramy.

No i jebło:

Usłyszałem że komputer nie może mieć celu, on po prostu wykonuje program. Że komputer nie rozumie co robi. Że nikt nie podziwia komputera grającego w szachy.

Ble. Ale co mnie to że brużdżą komputerom. W sumie nie mam dowodu że się mylą. No poza tym że zdarzało mi się podziwiać program... Tak samo jak podziwia się dzieło sztuki. Powiedzieć że nikt nie podziwia programu to jak powiedzieć że nikt nie czci Machometa, tylko dlatego że się jego czcicieli nie widziało na oczy.

Ale potem zaczęły się ważniejsze (i gorsze) tezy. Wyobraźmy sobie człowieka, który napisał algorytm na dobro, i stara się go wykonywać (żyć za jego przykazaniami) jest:
  1. Na pewno nieszczęśliwy
  2. W sumie to żałosny
  3. Nie jest w ogóle dobry bo:
    1. Bo nie myśli o innych ludziach
    2. Bo ceni tylko algorytm a nie dobro
Te szczególne błędy wynikają jednego błędu kardynalnego. Bowiem jeśli ktoś chce żyć wedle pewnych zasad. pewnego algorytmu, nie może o nich świadomie pamiętać. Świadomość jest zbyt prymitywna żeby coś takiego zrobić. Świadmość może pamiętać o ok 7-8 rzeczach na raz... Jeśli zasada ma dwa człony (Gdy A to B), to świadomie można pamiętać max. 4 zasady (pod warunkiem że przez cały czas nie myśli się o niczym innym. By żyć podle kodeksu, kodeks ten musi znaleźć się na głębszym poziomie.
Dobry człowiek powie tak: "Cóż za nieszczęście... Trzeba pomóc"
A człowiek algorytm powie: "Potrzeba zaistniała, trzeba pomóc w potzrebie, zatem pomogę."
Bzdura! Będzie tak:
Człowiek algorytm powie: "Cóż za nieszczęście... Trzeba pomóc"
A zwykły człowiek: "O kurwa, w domu czeka na mnie gorąca laska, jak szybko odejdę nikt nie zauważy tego że olałem potrzebę"
[Ja też mam prawo przerysowywać argumenty]. Choć zwykły człowiek raczej nic nie pomyśli i pójdzie.

Człowiek algorytm nie ceni drugiego człowieka, ani dobra, ceni tylko algorytm.
Bzdura! Bo nikt normalny nie ceni np. Worda jako takiego ale ceni to co Word mu daje i to dla czego ów progam powstał. Word powstał z potrzebi pisania, zatem nikt nie ceni Worda jako takiego, a jedynie potrzebę z jakiej on wyrósł i to że pomaga ją zaspokoić.

Człowiek 'algorytm' nie ceni algorytmu ale ceni to z czego on wyrósł, ceni dobro.

10/06/2007

Etyka contra

Wittgenstein pisał (w Wykładzie o Etyce) że wartości etyczne są w pewien sposób absolutne, zobrazował to takim przykładem:
--Jesteś kiepskim graczem w Tenisa!
-- Wiem, ale nie mam ambicji grać lepiej!

I w zasadzie nie ma dalej dyskusji, ale już tu:
-- Ale z Ciebie świnia!
-- Wiem, ale mam to gdzieś!

Jest ona konieczna. Bowiem znajomość wartości etycznych, winna zmuszać do ich wypełniania.


I o ile mogę się zgodzić że owszem dla każdej społeczności istnienie pewnych norm jest immanentne, oraz że owszem istnieje imperatyw wypełniania ich (ale o tym potem), ale nie istnieją uniwersalne normy zachowania etycznego. Istninie jakichś norm jest uniwersalne, ale nie ma norm uniwersalnych.

W szczególności bzdurą są uniwersalne wartości chceścijańskie, takie jak miłość do bliźniego, wolność, równość... (Nie jest to krytyka tych wartości, sam bowiem je wyznaje, jednak zdaję sobie sprawę że nie wszyscy to robią, i że to jest dobre.

Co owego imperatywu, Wittgenstain zauważył że osoba pytająca w drugim przykładzie nie może puścić sprawy płazem, i to stwierdzenie naprowadziło mnie na pewną myśl: to nie zły człowiek odczuwa imperatyw by czynić dobrze, ale dobrzy ludzie by naprostować złych. Jest to naturalny odruch społeczności, coś podobnego do układu immunologicznego organizmu --- "Masz inne białka na powłoce, jesteś nie stąd i cię zabijemy"; "Masz inne poglądy --- jesteś nie stąd i cię naprostujemy".
Bardzo podobne mechanizmy: przede wszystkim oba koncentrują się na powierzchni --- układ odporności nie zwraca uwagi na to czy komórka działa dla dobra organizmu (czyli czy jest komórką rakową), ale czy ma ona odpowiednie białka na błonie komórkowej (system ten prawie zawsze działa, prawie). Tak samo mechanizm obrony społeczności głównie koncentruje się na słowach, jeśli polityk otwarcie powie: "Tak, kłamałem i będę kłamać. Na tym, kurwa, mój zawód w końcu polega", jest skreślony, jeśli natomiast będzie po prostu kłamał i bezczelnie wypierał się kłamstwa będzie OK.

Podejście uznające prawo do innych wartości ma kilka zalet:
  1. Ułatwia życie z przedstawicielami innych kultur
  2. Ułatwia koncentrowanie się na zachowaniach, a nie na deklaracjach.
  3. Umożliwia kulturoróżnorodność (jak bioróżnorodność, ale z kultura zamiast bio).


Bo są kultury w których nie ma słowa wolność... W całej azji podstawą życia był/jest system kastowy. Należenie do jednej z kast jest czymś tak naturalnym jak stanie na ziemi, i zabranie ludziom kast, byłoby wyrwaniem im ziemi spod stóp. Garbarz w Indiach mógł narzekać że jest biednym, ale nie mógł narzekać że jest w najniższej kaście (nie chodzi o to że byłby zabity, gdyby narzekał, ale o to że do głowy by mu nie przyszło żeby narzekać). Przecież garbarz wiedział że jego niska pozycja społeczna jest sprawiedliwa, przecież jest nieczystym, przecież ma kontakt z martwymi zwierzętami.

Owszem można powiedzieć że ci ludzie są ciemni i że trzeba ich oświecić... Ale przecież za Armią Czerwoną szli policoficerowie nawracający właśnie na taką wiarę: "jesteś biedny, bo byłeś wyzyskiwany, zabrano ci przynależne miejsce w społeczeństwie".

Inny przykład o jakim ostatnio czytałem, to był pewien archipelag (ten który badał Malinowski). Miał on ciekawą strukturę społeczną: ziemię posiadała starszyzna wiosek, uprawiali mężczyźni ale 2/5 (czy ileśtam, nusuth) plonów każdy oddawał swojej siostrze. Handel był rytuałem. Co jakiś czas młodzi mężczyźni zabierali naszyjniki z muszli i wypływali w małych łódkach w strasznie długą podróż na jakąś inną wyspę, tam wymieniali jeden znaszyjnik na inny i wracali. Plemiona te nie kojarzyły seksu i ciąży. Seks był przyjemnością, a ciążę zsyłały duchy. Dziewczyny zanim dopusczały do siebie chłopca tylko gdy ten dał im podarek w postaci np. ładnego naszyjnika z muszelek...

Całkiem idylliczne, co prawda średnia życia wynosiła 40 lat, ale przecież nie ona jest najważniejsza. Społeczeństwo to było bardzo równe, wszyscy szanowali i słuchali wodzów, ci panowali nad przydziałem ziemi. Meżyczyźni mieli swoje jasne role, kobiety też.

Teraz zakonnicy tłumaczą dziewczynkom, że jeśli chłopiec da im prezent przed stosunkiem to to jest prostytucja. Wymiana naszyjników z ludzźmi z innej wyspy jest bezsensu, bo to są trzy godziny drogi motorówką. Autorytet wodzów podupada, bo się dzieci uczy o wolności...

Pytanie czy życie tych dzikusów było lepsze przed, czy po wizycie Europejczyków? Nie wiem, ale mało który Etyk, takie pytanie zadaje.
Dopiero ten tekst Wittgensteina, wprowadza do filozfii myśl że Język może służyć do czegoś innego niż opis rzeczywistości.

Jakież to oczywiste. Ale jakie cenne to odkrycie, ile lat! Łatwiej sprawdzić poprawność rozwiązania, niźli je rozwiązać.

Stoimy na barkach gigantów.
Mit uzasadnia obrzęd, jest więc mu współczesny, i dopiero w trakcie rozpadu wierzeń religijnych następuje desakralizacja mitologii, zanik religijnej funkcji mitu; opowieści o bogach stają się częścią składową literatury.
Maciej Popko "Mitologia hetyckiej Anatolii"; Wydawnictwa Artystyczne i Literackie Warszawa 1980; Rozdział "Obrzęd i Mit" str. 44;

Żyjemy w czasach w których Biblię omawia się w szkole.

Wydaje się że albo Słowo zostanie puszczone między lud, gdzie obumrze morfując się w akurat aktualne wierzenia, albo zostanei spisane i tam żyć będzie wiecznie.

Ziarno musi obumrzeć aby żyć.
John Updike "Muzea i Kobiety"; PIW 1987; opowiadanie Jezus na wyspie Honsiu; strona: 158
Słowo zapisane umiera --- staje się literaturą. W ustach ludzi: żyje.