Pan średnio na bani wchodzi do autobusu. Ma przy sobie wózek z (jak się domyślam) ciężkim żelastwem i torbę z reprodukcją słynnego obrazu i czymś tam jeszcze. Staje w kącie przeznaczonym dla wózków dla dzieci i inwalidzkich (autobus to był neoplan). No i zaczyna się: wózek upada ten go podnosi prawie sam się przy tym nie wywala wieszając się na poręczy. Poprawia wózek - jedna z nóżek się przekręciła - stawia go. Ten znów upada. Podnosi go. Coś przy nim grzebie schylając się. Autobus hamuje i gość ląduje tyłkiem na reprodukcji. . . Po chwili wózek znów ląduje na ziemi. Ten próbuje go podnieść ale sam ląduje na ziemi. . .Byłoby to nawet zabawne gdyby nie dotyczyło człowieka.
Sytuacja powtarza się.
Potraktowałem tą scenkę jako bardzo dobrą parabolę pewnego aspektu Życia. Ale zanim zaczniemy jedna uwaga:
Gdyby koleś nie podnosił wózka ale kopnął go w kąt autobusu (albo go tam zawiózł i położył) wszystko byłoby OK - upadło, niech leży!. Efekt byłby ten sam, a zachodu dla niego mniej.
Każdy (Sprawa czystej statystyki. Jeśli problemy mają jakiś rozkład losowy w czasie to są okresy kiedy jest ich więcej i są okresy jest ich mniej.
Czasem jest ich za dużo. miewa takie okresy w życiu - ma za dużo spraw na głowie nie wszystkiego dopilnuje. Nagle coś się psuje jakaś sprawa jest kompletnie zawalana, coś się rozpadło - nie zawsze warto to podnosić. Upadło niech leży! Złe już się stało. Nie trzeba tego naprawiać teraz kiedy i tak za dużo rzeczy jest na głowie, można skoncertować się reszcie rzeczy która się nie rozpadła. Naprawi się jak się skończy kryzys.
Inaczej można skończyć w stanie permanentnego kryzysu - ciągle się coś rozpada, ciągle się marnuje siły na naprawę. . .